Karol Matuszczak, to bez wątpienia jedna z najbardziej zasłużonych osób w światku sportów walki w naszym kraju. Można rzec, że słowo „prekursor” jest najlepszym określeniem dla niego. Wszak to on, wraz z grupką innych zapaleńców formował pierwsze szeregi Brazylijskiego Jiu-Jitsu w Polsce – stylu walki, który pozwolił Royce’owi Gracie zwyciężać w pierwszych zawodach UFC. Ponadto, Karol Matuszczak to pionier nie tylko jeśli chodzi o Brazylijskie Jiu- Jitsu, ale również w kwestii MMA. To on wziął udział w pierwszej, zawodowej walce MMA, jaka odbyła się na terenie naszego kraju. W wywiadzie dla naszego magazynu Karol Matuszczak opowiada o swoich początkach ze sportami walki, planach na najbliższą przyszłość i sportowych marzeniach. Tylko u nas czarny pas, Karol Matuszczak.
Jakie masz plany na nowo rozpoczęty 2011 rok? Czy Twoi wychowankowie mają ustawione jakieś walki? Zamierzasz zorganizować jakieś seminarium w swoim klubie?
Od listopada mamy nową siedzibę klubu, który mieści się w tym samym miejscu, co klub „Post Dali Plaża”. Wspaniałe miejsce w samym centrum Poznania, a jednak pomimo centralnego położenia jest to miejsce leżące w zaciszu. W klubie jest basen i plaża, tak plaża z piaskiem i palmami. Późną wiosną i latem jest tam naprawdę klimatycznie, właściwie jak w Brazylii.
Zamierzam latem zorganizować tam 3-4 dniowe zgrupowania. Chodzi naprawdę dużo ludzi, właściwe zostało bardzo mało miejsca, jak tak dalej pójdzie stworzę listę na zapisy.
Następnym celem jest integracja ludzi z klubu, wprowadzenie nowej kultury, celów i wartości. O tym wszystkim będzie na nowej stronie internetowej klubu, mam już jej szkic, właśnie robimy zdjęcia i filmiki. Materiały filmowe będą dotyczyły: technik, pokazywały fragmenty naszych zajęć, jak również będzie można dowiedzieć się nieco więcej o samym klubie. Moi wychowankowie cały czas startują, mamy paru młodych, bardzo obiecujących zawodników. Co do MMA na gali w Poznaniu 12-ego lutego miał wystąpić w swoim debiucie Konrad Jacek, ale uległ kontuzji kolana i wystąpi za niego Piotr „Żaba” Żowciuk .
Jako prekursor BJJ w Polsce na pewno napotkałeś na wiele problemów organizacyjnych. Czy kiedykolwiek przeszła Ci myśl przez głowę, by dać sobie z tym spokój? Jaki był najtrudniejszy problem do pokonania?
Nie lubię spraw organizacyjnych, pochłaniają zbyt wiele mojej energii. Staram się pozostawić tę kwestię osobom, które lubią się zajmować takimi sprawami. Mam wystarczająco dużo pracy przy klubie.
Porzuciłeś Aikido na rzecz BJJ. Co było główną przyczyną spadku zainteresowania Aikido w Twoim przypadku? Wyniosłeś coś z Aikido, co Ci pomagało lub przeszkadzało w BJJ?
Aikido przestało spełniać moje oczekiwania . Natomiast BJJ było tym, czego szukałem od samego początku. Niebywała skuteczność, doskonała zabawa, możliwość innowacji i ciągłego rozwoju. Z Aikido na pewno wyniosłem pewną postawę. Chodzi o umiejętność współpracy, o to że nie staram się przeciwstawiać, pokonywać opór przeciwnika, a raczej tę siłę obchodzić. Podczas ćwiczeń nigdy nie przeszkadzam, a wręcz pomagam starając się naprowadzić kogoś na właściwy sposób wykonania techniki. Z całą pewnością nigdy walki nie traktuję jako walki, a raczej jako grę. To mi pomaga walczyć bardziej zrelaksowanym i czerpać więcej radości z tego co robię. Z Aikido wyniosłem sporo kontaktów i doświadczeń: odbyłem podróż do Japonii oraz przy okazji seminariów zwiedziłem większość Europy.
Jako trener doświadczasz wszystkich uroków i wad tej pracy. Powiedz, co według Ciebie jest najprzyjemniejsze z bycia trenerem, a co najbardziej frustruje?
Najprzyjemniejszą rzeczą w byciu trenerem jest dla mnie obserwowanie postępów osób trenujących u nas w klubie, jeśli postęp ten przekłada się na całe ich życie i kiedy jeszcze ta osoba potrafi to docenić. Właśnie to jest to!!! Chodzi o to, że ćwiczenia, wygrywanie, przegrywanie, postęp jeśli wszystkie te doświadczenia z maty potrafimy wykorzystać i poprzekładać je na inne dziedziny naszego życia: na naukę, pracę, to wtedy stajemy się naprawdę wartościowymi ludźmi.
Najbardziej frustrujące jest to, kiedy widzisz kogoś z potencjałem, jak marnuje swój talent bo…tu można wpisać wiele rzeczy. Ale najgorszą jest…bo on wie lepiej lub są osoby, którym czarno na białym pokazuje się pewne fakty i argumenty, a oni i tak wiedzą swoje.
Inna sprawa, że często trener to osoba odpowiedzialna za zarządzanie klubem, no i tu się zaczyna zbieranie składek, o których stale trzeba przypominać i prosić się o nie. Na szczęście takich osób jest coraz mniej. Bardzo frustrujące jest też to, kiedy wkładasz wiele wysiłku i pieniędzy w ulepszanie warunków, a ciągle słyszysz: ,,no szkoda że podłoga nie jest podgrzewana”.
Jak sam kiedyś stwierdziłeś temat swoich zainteresowań zawsze zgłębiasz. Tak samo było w przypadku sportów walki, gdzie kolekcjonowałeś sporo różnych artykułów z gazet, materiałów video, skryptów, książek itd…Co w Twojej kolekcji zbiorów dotyczących sportów walki jest Twoim „oczkiem w głowie”.
Nie przywiązuję wagi do rzeczy materialnych, moje dyplomy, certyfikaty medale i puchary mam pochowane w szafie. To co cenię, to wspomnienia różnych zabawnych historii i wieloletnie przyjaźnie. Na pewno mam sentyment do zeszytu, w który wklejałem różne publikacje o sztukach walki. Te publikacje były bardzo trudno dostępne, ukazywały się np. w magazynie „Razem”, gazetach „Świat Młodych” itp. Trzeba było wstawać w sobotę bardzo wcześnie rano i biec do kiosku, aby otrzymać taką gazetę. Miałem taki nawyk, że zawsze się zatrzymywałem przed kioskiem i chwile lustrowałem zawartość, właściwie nawyk został do dziś, chociaż nie ma już tylu kiosków i łatwiej o cokolwiek. Bardzo cenię sobie książkę Jerzego Miłkowskiego „Karate”, do której wiele razy wracałem, pięknie napisana. Moja korespondencja z Shoji Nishio Sensei. Stary magazyn „Black Belt”, z którego dowiedziałem się po raz pierwszy o UFC, oprawione miesięczniki „Boks” z lat 70-80 i 90. Bardzo stare magazyny „Budo”, dodatki do miesięcznika „Sportowiec”.
Miałeś okazję być pionierem walk MMA w Polsce. Jak postrzegasz rozwój MMA zarówno w naszym kraju, jak i na świecie? Czy odpowiada Ci tor w jakim poszło MMA, zwłaszcza światowe?
Powiem szczerze, że nie podoba mi się to, co dzieje się w świecie. Po pierwsze, prym wiedzie USA i ono nadaje ton całej grze, a to oznacza, że MMA rozwija się nie jako sport, ale show biznes. Oznacza to, że nie buduje się zaplecza tego sportu, więc jeśli widzom znudzi się ten sport, to on po prostu upadnie. Po prostu nie będzie tradycji. Druga sprawa, to brutalizacja tego sportu, a więc premiowanie uderzania i to np. łokciami i przedramionami, co prowadzi do kontuzji. Preferowanie walki w stójce. Stary dobry PRIDE był inny, nadal widowiskowy, ale pozostawiał dużo większą elastyczność zawodnikom. Oczywiście ktoś powie, to jest bardziej widowiskowe…cóż, żeby doceniać akcje w parterze trzeba się na tym znać, tak samo jak trzeba się znać na muzyce klasycznej. Nie znam się na niej, jak i np. na degustacji win, też się nie znam. Żeby to się stało, publiczność trzeba edukować, a niestety na razie nikt tego nie robi.
Który z zawodników stanowił dla Ciebie inspirację i dlaczego właśnie ten?
Jedną z takich postaci jest Antonio „Minotauro” Noguiera wspaniały zawodnik BJJ, który jak nikt inny potrafił pokazać jak pracuje jiu-jitsu w MMA. Poza tym człowiek, który prawie stracił życie i był ciężko poszkodowany, a potrafił pokonać przeciwności i wspiąć się na szczyt. Człowiek wyjątkowo skromny, który darzy szacunkiem swoich rywali. Wzór sportowca. Bardzo lubię oglądać walki GSP, podoba mi się jego postawa w oktagonie, ale jeszcze bardziej poza nim. Ne cierpię takich zawodników jak np. Rampage, Sylvia. Nie są to sylwetki sportowców, a na pewno nie wzory do naśladowania.
W klubie Strefa Walki zajmujesz się m.in. pozyskiwaniem sponsorów. Czy bardzo ciężko jest pozyskać w Polsce sponsora i jak wygląda taki proces?
Po pierwsze, z tej roli wywiązuję się bardzo kiepsko. Większość młodych ludzi myśli w ten sposób: naszyję sobie coś tam od sponsora i niech płaci. Problem w tym, że przeważnie sponsorowi się to po prostu nie opłaca. Ludzie często myśląc o sponsoringu mają na uwadze mecenat, a to poważna różnica. Oprócz piłki nożnej i paru innych sportów zespołowych oraz tenisa, w polskim sporcie nie ma pieniędzy. Tylko parę dyscyplin przyciąga uwagę mediów, a to klucz do zdobycia sponsora. Druga sprawa, to gwiazdy. Nikt z szerszej publiczności nie zna gwiazd sztuk walki, no chyba, że za taką uważamy Mariusza Pudzianowskiego.
Jedną z Twoich pasji są sporty walki. Ale jak przyznajesz, Twoje zainteresowania sięgają znacznie dalej. Czy mógłbyś przybliżyć naszym czytelnikom swoje inne pasje?
Przywództwo – studiowanie jednostek wybitnych i ich wpływ na otaczający świat.
Historia wojskowości – strategie walki.
Rozwój osobisty – jak osiągać sukces, jak wprowadzać zmiany we własnym życiu, jak maksymalnie wykorzystać potencjał człowieka.
Gdybyś miał wybrać dowolne miejsce na ziemi, gdzie mógłbyś przenieś się ze swoją rodziną i przyjaciółmi, to gdzie by to było?
Tam, gdzie byłaby moja rodzina i moi przyjaciele. Miejsce jest ważne, ale najważniejsze to jest dzielić się troskami i radościami ze swoimi bliskimi. Jeśli tego nie jesteśmy w stanie spełnić, mieszkanie nawet w najpiękniejszych zakątkach świata nie sprawi, że będziemy szczęśliwsi.
Czytasz dużo książek, jaką książkę poleciłbyś przeczytać naszym czytelnikom?
Jedną ciężko mi polecić, ale z dwie-trzy będzie mi łatwiej:
„Mój powrót do życia” Lance Armstrong – O tym, co jest najważniejsze w życiu i mówi o tym arcymistrz!
„Coaching – poprowadź swoją drużynę do zwycięstwa” Blanchard. Jak przewodzić ludziom, jak budować zwycięskie zespoły.
„Wykorzystaj swoje mocne strony”, czyli jak wykorzystać nasze najsilniejsze strony i dzięki temu odnieść sukces.
Jesteś Mistrzem Europy BJJ. Zamierzasz jeszcze wyjść na matę?
Jestem byłym Mistrzem Europy w kategorii brązowych pasów. Teraz faktycznie, przydałoby się wyszarpnąć medal w czarnych. Wszystko zależy od pieniędzy. Jeśli będą, to pojadę. Chciałbym zawalczyć na MŚ czy Pan Amsach, ale niestety raczej się na to nie zapowiada. Dostałem także propozycję walki w MMA, ale chyba nic z tego nie wyjdzie. Po prostu trudno to wpasować w moje plany.
Roy Harris nadał Ci czarny pas BJJ, powiedz, czy on faktycznie jest tak znakomity, jak wszyscy mówią?
Jest doskonałym nauczycielem, był niezłym zawodnikiem, a na pewno to on dał podwaliny teoretyczne dla całego BJJ, rzecz ogromnie ważna przy nauczaniu, szybszym opanowaniu tej sztuki. Człowiek o niezwykłym umyśle i charakterze oraz wielu zainteresowaniach. Wiem, że obecnie zajmuje się pasją z dzieciństwa, golfem. Dostał certyfikaty PGA, a więc może uczestniczyć w zawodowych turniejach. Sprzedał swoją akademię, powiedział, że to go zbyt obciążało i prowadzi zajęcia w innym klubie.
Jesteś znawcą BJJ. Powiedz nam czy warto zachwycać się nowymi technikami i pozycjami: chodzi o gumową gardę Eddiego Bravo, 50/50 braci Mendes czy Ryana Halla, głęboką półgardę, x-gardę. Czy aby być skutecznym trzeba być innowatorem? A może warto udoskonalać tylko podstawy? Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?
Jak to życie pokazuje nie ma złotej zasady zwłaszcza w odniesieniu do ludzi. Najlepsza jest droga środka, co nie oznacza wcale dzielenia wszystkiego po połowie, a raczej odpowiedniego wyważenia. Uważam, że piękno BJJ właśnie polega na innowacjach, na niesamowitym rozwoju tej sztuki, to tak bardzo nas przyciąga, ta ciągła zmiana, ta ciekawość nowości i próby znalezienia czegoś nowego. Jednak, aby być skutecznym nie trzeba walczyć wymyślnie, wręcz odwrotnie. Prostota to skuteczność! Jednak, aby być skutecznym i stosować proste ruchy, to trzeba znać cały arsenał: ćwierć-gardy, x-gardy itp., żeby nie być zaskoczonym. To przydarzyło mi się, kiedy walczyłem jako niebieski pas z purpurą z Brazylii. Kładł mi na bicepsy stopy i wychylał, myślę sobie: co on robi? Czy on nie potrafi walczyć? Za chwile już wzbiłem się w powietrze i długo frunąłem po przepięknym sweepie. Wystarczy popatrzeć na Bagiego i Helda. Zupełnie odmienne style, a oba skuteczne. Żeby stosować np. gumową gardę, trzeba być nieźle rozciągniętym, podobnie jak odwrotna garda Halla, a więc nadają się tylko dla pewnych typów, podstawy muszą pracować zawsze i dla każdego.
Korzystając z okazji chciałbym podziękować wszystkim trenerom za ich często niedocenianą pracę ponieważ, obecnie polskie BJJ jest bardzo cenione w Europie, staliśmy się postrachem Starego Kontynentu. Powoli też stajemy się siłą w MMA.
Dziękuję moim uczniom za lojalność i zaangażowanie. Wszystkim innym życzę niezwykłej wytrwałości w realizowaniu celów i zdrowia bez którego ciężko o osiągnięcia. Liczę także, że pewnego dnia świat sportów walki otrzyma należny mu szacunek od reszty społeczeństwa.
Autor: Paweł Sawicki (Zwierzak)
Powyższy artykuł pochodzi z darmowego magazynu Ring
www.sportywalki.pl/magazyn_ring.html